wtorek, 11 września 2012

1. Jedno pytanie.

-Słucham -powiedziałem odpierając telefon, lecz nikt się nie odzywał, popatrzyłem na wyświetlacz by sprawdzić kto dzwoni. -Emilly, jesteś? – zapytałem, widząc że dzwoni moja narzeczona... jak to fajnie brzmi moja narzeczona, a już za tydzień żona.
-Tak, jestem. Dzwonię bo… musimy się spotkać.  
-Ale teraz muszę dopiąć sprawy związane z weselem. I zamówić tort który wybraliśmy Spotkamy się jak wrócę. 
-Joe, nie musisz załatwiać żadnego tortu, sprawdzać sali, przyjedź, najlepiej teraz, 
-Co? Dlaczego? Nie odpowiada ci tort? Możemy go zmienić. Ale dlaczego mam już niczego nie sprawdzać. 
-Bo to już jest niepotrzebne. -powiedziała cicho, 
-Emily co się stało? -zapytałem, ale w telefonie ponownie zapadła cisza. -Emily...-powiedziałem zdezorientowany jej zachowaniem. Nie tylko tą rozmową, ale jej zachowaniem z ostatniego tygodnia. Ehhh...To na pewno nerwy spowodowane weselem. 
-Po prostu przyjedź. -powiedziała rozłączając się. Wsiadłem do samochodu, i pojechałam w stronę naszego domu, gdzie postanowiliśmy się wprowadzić w dzień ślubu. Mam nadzieję że Emilly chce się spotkać w tym miejscu, bo nie powiedziała mi gdzie. Boję się tej rozmowy. Była bardzo zdenerwowana, nie mam pojęcia o co jej może chodzić. No cóż, zaraz się dowiem. 

[Emilly]
Siedziałam w kuchni myśląc nad tym co dokładnie mu powiem. Wiem że na pewno nie powiem mu prawdy. Długo na tym myślałam i stwierdziłam że podejmuję najlepszą decyzję. Wiem że go skrzywdzę, ale czas leczy rany, moich już nie zaleczy... nie zdąży. Znajdzie inną, zdrową, i będą szczęśliwi. Ze mną nie będzie szczęśliwy. Nie boję się tego że mnie zostawi, boję się tego że będzie cierpiał patrząc jak powoli umieram. Nie chcę tego. To co mu powiem będzie z pewnością okrutne dla niego jak i dla mnie, będzie okrutne i nieprawdziwe. Ale co mam mu powiedzieć? Prawdę? Wtedy by mnie na pewno nie zostawił, a przecież muszę od niego odejść teraz, o własnych siłach, zanim zrobi to Bóg i rozdzieli nas zostawiając go na ziemi bez osoby którą kochał. Teraz mnie znienawidzi, będzie mniej cierpiał kiedy odejdę jak mnie znienawidzi niż jak mnie będzie kochał. Wstałam z krzesła podchodząc pod stół na którym było położone małe złote pudełeczko. Z pozoru takie niewinne, małe i nic nie znaczące, lecz dla mnie znaczyło ono bardzo dużo. To do tego pudełeczka włożę jego miłość która zacznie się ulatniać, aż w końcu wyparuje. Pozostanie tylko moje uczucie, które będzie towarzyszyło mi z cierpieniem. Lecz to nie będzie trwało zbyt długo. W końcu mi zostało niewiele.
-Emily jesteś? -usłyszałam jego głos, nie mogłam powiedzieć żadnego słowa, wszedł do kuchni podchodząc do mnie i obejmując mnie. Czułam się tak dobrze, tak bezpiecznie, potrzebie. Oderwałam się od niego i zaczęłam uniknąć jego wzroku, tym samym błądząc oczami gdzieś po podłodze. -Co jest? -zapytał, a w jego głosie była troska, troska i miłość. Miłość która dla mnie tak dużo znaczy, a z którą muszę się pożegnać i zamienić ją w nienawiść. Zaczęłam powoli ściągać pierścionek zaręczynowy z mojego palca, w oczach miałam łzy, których tak bardzo nie chciałam uwolnić. Podniosłam pierścionek trochę wyżej by skupić uwagę Joe na tej rzeczy. Patrzył zdezorientowany na to co robię. Wzięłam do ręki pudełeczko i włożyłam do niego pierścionek, następnie powoli zamknęłam pudełeczko przejeżdżając po nim palcem. I wtedy cały mój strach, smutek, znikł, pojawił się tylko ból który był zagłuszony potrzebą szczęścia innej osoby. Odłożyłam pudełeczko na stolik, zamknęłam oczy biorąc głęboki wdech i z trudem zaczęłam moją wypowiedź. Tak mi źle wiedząc ze te słowa były moimi ostatnimi jakie do niego powiedziałam.
-Joe, to koniec. - czekałam aż on coś powie, ale on zaparcie stał w jednym miejscu  patrząc na mnie tymi czekoladowy oczami.- Nie będzie żadnego ślubu, nie będzie niczego co mogłoby być związane z nami. Nas już nie ma. Odchodzę.
-Co ty w ogóle mówisz?! -krzyknął popychając mnie lekko do tyłu. Opanował się, i juz cicho, prawie szeptem powiedział. -Jak to odchodzisz?
-Po prostu. Ja cię nie spotkam ty nie spotkasz mnie. Mnie już w tym miejscu nie będzie. Zapomnisz o mnie tak łatwo jak się we mnie zakochałeś. -powiedziałam i już chciałam wyjść z domu, . lecz on mi to uniemożliwił stając na przejściu. nie chcę żeby doszło do tego żebym powiedziała Nie kocham cię, bo nie wiem czy potrafię, czy dam radę. Moje serce już pękło. 
-Dobrze, odejdziesz, ale musisz odpowiedzieć na jedno pytanie. -Czy to znaczy że już mnie nie kochasz? -zadał to pytanie, którego się tak bardzo obawiałam.
-Nie. -powiedziałam, lecz widać było że mi nie uwierzył -Nie rozumiesz?! -powiedziałam, a on pokręcił głowa że nie. -Byłam z tobą tylko dlatego ze jesteś sławny! Nie rób dużych oczu. Myślałeś że co? że się w tobie zakochałam? Leciałam tylko na twoje pieniądze. –powiedziałam a on zrobił mi miejsce bym mogła już iść.
-Wyjdź.- powiedział, a w jego oczach były łzy, najgorsze jest to że to ja do tego doprowadziłam, najchętniej to bym się zabiła, ale dużo mi nie zostało.
-Żegnaj… -szepnęłam na koniec, i wybiegłam z domu dając upust łzą, które ku mojemu zdziwieniu uwolniły się tylko teraz. Wsiadłam do wcześniej zamówionej taksówki w której były już moje bagaże. Lecę do Dallas, tam jest klinika dla osób z nowotworami. Większość tych ludzi to ludzie po operacji, samotni, a ja?

Zajęłam miejsce w samolocie i zapięłam pasy, po chwili maszyna zaczęła wzbijać się w powietrze.
-Dobrze, odejdziesz, ale musisz odpowiedzieć na jedno pytanie. -Czy to znaczy że już mnie nie kochasz? -zadał to pytanie, którego się tak bardzo obawiałam.
-Nie. -powiedziałam, lecz widać było że mi nie uwierzył -Nie rozumiesz?! -powiedziałam, a on pokręcił głowa że nie. -Byłam z tobą tylko dlatego ze jesteś sławny! Nie rób dużych oczu. Myślałeś że co? że się w tobie zakochałam? Leciałam tylko na twoje pieniądze. –powiedziałam a on zrobił mi miejsce bym mogła już iść.
-Wyjdź.- powiedział, a w jego oczach były łzy, najgorsze jest to że to ja do tego doprowadziłam, - gdybyś tylko wiedział jak bardzo cię kocham, wybacz, musiałam. Bo co innego do cholery mogłam powiedzieć!? „Hej, wyjeżdżam, już nigdy się nie spotkamy, mam raka mózgu, za niedługo umrę, nie chce żebyś patrzył jak cierpię. To pa.” Przecież to by było bez sensu. Wtedy by nie powiedział "odejdź". Joe, gdybyś, wiedział, gdybyś tylko wiedział. Powoli przenosiłam się do krainy morfeusza. Ehhh… sen jest gorszy od śmierci, w tym i w tym nie czuć bólu, ale ze snu się kiedyś obudzisz. I to jest najgorsze, wrócisz powrotem do wszystkich problemów i będziesz cierpieć tak samo jak przed tym kiedy zasnąłeś. Ze śmiercią jest inaczej, zasypiasz, lecz się nie budzisz i już na wieki będziesz szczęśliwy. 

4 komentarze:

  1. Dobrze zrobiłam oddający ci pałeczkę, ja bym tak ładnie tego nie napisała ! Super czekam na 2

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny ale zakończenie ma być szczęśliwe bi inaczej się pogniewamy ;P Czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. coo ty wyczyniasz ? :D ma być sielanka i tak słodko że wszyscy będziemy wymiotować tęczą :D hah ale rozdział super : ) WerkQ

    OdpowiedzUsuń
  4. Coooo ? Dlaczego ona tak powiedziała ? Ja nie mogę chyba zaraz będę ryczeć :(( No ale czytam Dalej .

    Zapraszam : http://joe-demi-jemi-forever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń