-To jest symbol. -powiedziała odwracając się przodem w moją stronę, jej włosy ustawiły się tak że księżyc nie oświetlał jej twarzy. Zaśmiała się lekko upuszczając różę która zwróciła całą moją uwagę. Zawiał zimny wiatr. Podświadomość kazała mi spojrzeć w jej stronę, ale nikogo tam nie było. Tylko ta róża która w sekundę zwiędła na moich oczach.
-Hej, mogę? -usłyszałam głos Samanthy, która mimo tego iż zadała to pytanie wcale nie czekała na odpowiedź tylko weszła do mojego pokoju. Może dlatego że wiedziała ile trudu musze włożyć by wypowiedzieć chociażby jedno słowo. Tak, dzisiaj jest jeden z tych moich słabszych dni. Wiem że nie będzie lepiej, ale czasem nie mam siły nawet wstać z łóżka, a czasem spaceruję sobie po pobliskim parku. Niestety takie spacery zdążają się coraz rzadziej. Uśmiechnęłam się w stronę dziewczyny podnosząc się do pozycji siedzącej. -Co to? -zapytała widząc kartkę obok kosza. No tak, jak to wyrzucałam to musiałam nie trafić. -Drogi Joe... -przeczytała na głos, następnie popatrzyła się w moją stronę i odłożyła kartkę na stolik siadając obok mnie. -Przepraszam, jeśli nie chcesz żeby on to czytał, to ja tez nie powinnam.
-Możesz przeczytać, i tak mówię ci o wszystkim.-powiedziałam zgodnie z prawdą. Mimo tego iż nie znamy się za długa Sam jest jedyną osobą której teraz mogę powiedzieć co czuję. Jest mi bardzo potrzebna. Człowiek czuje się dużo lepiej jeśli wyjawi swoje żale, cierpienia i takie inne duperele które mogą nawet nie interesować drugiej osoby, ale tobie i tak będzie lepiej jeśli to z siebie wyrzucisz. -No czytaj. -powiedziałam, a ona popatrzyła się na mnie kątem oka
-Na pewno tego chcesz? -zapytała, przecież w tym liście nie ma znowu nie wiadomo jakich wyznań, a w dodatku ja jej już to wszystko mówiła. Byłabym przciwko przeczytaniu tego listu, gdyby nie to że ona już to wszystko wie. A wiem że będzie ją dusiło od środka że nie wie co ja tam napisałam, po prostu to człowiek, a my tak mamy, to coś nazywa się pogłębianiem wiedzy, ja to nazywam ciekawością.
-Ja chcę tylko jego, ja chcę żeby tu był, ja wiedziałam że to będzie trudne, ale ja tęsknię, nie potrafię inaczej. -powiedziałam w końcu w dość wielkim skrócie to co mi leżało na sercu, właściwie to nie chciałam tego mówić, pojawiło się tak nagle, po prostu mózg automatycznie nasunął mi jego gdy usłyszał słowo "chcesz" w pytaniu. Popatrzyłam na Sam która widziała że biję się z własnymi myślami o to czy mam jej się wyżalac dalej czy zstachować to dla siebie. Zachęcała mnie bym mówiła dalej, bym po prostu wyrzuciła to z siebie jak moje wszykie inne problemy, (ale żeby nie było że tylko ja jej smęce pod nosem, to działa w obie strony), tak krótko się przyjaźnimy a już tyle o sobie wiemy, to jest niesamowite. -Chcę żeby tu usiadł, tak właśnie tu, obok mnie, przytulił, zapewnił że kocha. Ja już mam tego dość! Dałam sobie za wysoką poprzeczkę, myślałam że sobie poradzę, ale się myliłam.
-Dobrze wiesz że jeszcze nie jest za późno.
-Jest za późno, a ja nie chcę cofać czasu, on zakończył mój rozdział. Dobrze wiesz że tego chciałam.
-Tak, wiem... ale dobrze wiesz że on się w końcu dowie że nie żyjesz.
-Dowie się, ale dalej mnie będzie nienawidził, nie będzie cierpiał.
[Samantha]
To naprawdę niemiłe uczucie kiedy tobie wszystko się układa a innej osobie Bóg odbiera całe szczęście. Może i wygrałam z chorobą, ale co z tego? Przecież nie moge się cieszyć kiedy tak bliska osoba jak Emily umiera. To jest naprawdę niezwykłe że mimo tak krótkiej znajomości mówimy sobie o wszystkim. To wielkie szczęście poznac kogoś takiego, nigdy nie miałam prawdziwej przyjaciółki, teraz ją mam, tylko będę musiała się z nią za niedługo pożegnać, i żyć dalej jakby jej nigdy nie było. Wzruszył mnie ten list, taka zwykła kartka papieru zapisana zwykłym niebieskim długopisem, a w odpowiednich rękach może sprawić powrót tak wielkiego i wspaniałego uczucia jakim jest miłość. Niestety Emilly nie chce by on dostał ten list. Nie wyrzuciłam go go kosza, nie mogłam, po przeczytaniu włożyłam jej do szuflady w szafce nocnej. Siedze w swoim pokoju i trzymam notes Emilly w którym są zapisane numery telefonów, i adresy zamieszkania wszystkich jej znajomych, (oczywiście razem z nazwiskami) Dziwnie się czuję, gdyż ukradłam jej ten notes, i to co teraz zrobię nie jest zgodne z tym co planowała Emilly. Ale nie mogłam patrzeć jak ona sama się niszczy. Może sobie wmawiać że to jest dobre, ale ja wiem że tym krzywdzi nie tylko siebie, ale też tych których skrzywdzić nie chce. Dobra, muszę jej szybko oddac ten notes zanim się zorientuje że go nie ma. Otowrzyłam czarny zeszyt który ma jakieś 300 stron, i zaczęłam szukać jednego imienia i nazwiska,
"Joe Jonas" -przeczytałam sama do siebie i nagle drzwi od pokoju zaczęły się otwierać. Wydarłam stronę i zamknęłam zeszyt chowając go za siebie.
-Lekarz kazał pani dać te lekarstwa, wszystkie należy połknąć i gdyby zauważyła pani jakieś zmiany na pani ciele proszę sie zgłosić do pana Hurt'a. Czy coś powtórzyć?
-Nie, dziękuję, zrozumiałam. -powiedziałam a pielęgniarka postawiła plastikowy kieliszek napełniony do połowy różnymi lekarstwami, i wyszła. Jak ja nie lubię tej wstrętnej babki. Jak widać ona dzisiaj asystuje lekarzowi który jest za mnie odpowiedzialny. Jeszcze nigdy nie widziałam człowieka który wykonuje swoją pracę z taka niechęcią i obojętnością, a jednocześnie kompletnym brakiem kultury. Przecież ona nawet nie zapukała. Ehh... podeszłam pod stolik na którym to babsko postawiło leki i jak to mi "miło" wytłumaczyła połknęłam je popijając wodą. Kartkę z notesu Em, włożyłam do kieszeni a notes poszłam odnieś tam skąd go zabrałam. Na szczęście Emilly spała, więc mogłam spokojnie odłożyć przedmiot na miejsce. Podeszłam pod drzwi, lecz skierowałam się w stronę szafki nocnej dziewczyny i wyciągnęłam z niej list. Nie, nie chcę go pokazywać prawdziwemu odbiorcy, po prostu nie doczytałam go do końca.
774550... -wykręciłam numer który był zapisany na kartce i modliłam się w duchu żeby tylko odebrał. Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci syg...-Joe Jonas słucham?
****
napisałam, oj miało to lepiej wyglądać,
nie mogę tutaj dużo pisac bo pisałabym negatywnie,
a grozili mi że przyślą mi mało z konia, a ja nie lubię masła z konia
kurde, te szantaże to mnie szczerze przerażają,
ale sama szantażuję Medicatus Hope
a no właśnie, bo jak ona nie będzie miała na swoim blogu
999999999998 rozdziałów, (bo chce już kończyć, haha, akurat jej pozwolę)
to ja zacznę zbierać na bomby które kupię w szkolnym sklepiku
i wysadzę ludzkość. A ona nie wierzy!
A jeśli tez chcesz wysadzić ludzkość, lub nie chcesz epilogu na jej blogu
to dołącz się do akcji wspierając moje fundusze:)
możesz mnie spotkać przed biedronką z napisem "takie, tam, wysadzenie świata"
no i wtedy możesz się dołożyć.
(pracuję w godzinach :
-po szkole
-nie w weekendy bo mi się nie chce)